Hollywood to inny świat, zdaniem reżysera Orsona Wellesa to kolonia, zdemoralizowana wewnątrz, pełna pozorów na zewnątrz, całkowicie oderwana od świata. Hollywood czasów Złotej Ery spełniło wiele snów, ale złamało też wiele świetnie zapowiadających się karier…
Frankly, my dear, I don’t give a damn
Kiedy w latach 30-tych XX wieku nadciągnął tak zwany Kodeks Haysa, od nazwiska cenzora Willa H. Haysa, wytwórnie filmowe musiały się autocenzurować, czyli robić to, czynimy my, aby nie stracić: A) pracy, B) przyjaciół, C) twarzy.
Tak więc seks, profanacja, tortury, przedstawianie związków mieszanych, nawet narodziny i dzieci podlegały cenzurze. Ile awiator, reżyser i producent Howard Hughes musiał się nagimnastykować, żeby pokazać Jane Russel z jej bujnymi piersiami w „Banicie”, gdzie wystąpiła w staniku, który zresztą sam dla niej zaprojektował.
Bez zmagań z kodeksem nie byłoby kultowej kwestii z „Przeminęło z wiatrem” wypowiedzianej przez króla Hollywoodu – Clarka Gable’a – „Frankly, my dear, I don’t give a damn”. Kodeks był odpowiedzą na seksualne skandale m.in. Roscoe Arbuckle, słynnego „grubaska” z komedii slapstickowych. Dotyczył więc nie tylko filmów, nakazywał też moralne prowadzenie się samych aktorów. Kuriozalne?
Zanim jednak przejdziemy do „kodeksowej moralności” hollywoodzkich aktorów, rzućmy okiem na konkretną wytwórnię, w której liczni z nich pracowali, kiedy zapanowała Złota Era Hollywood…
PRZECZYTAJ TAKŻE DRUGĄ CZĘŚĆ WPISU, KLIKAJĄC TUTAJ.
Znajomość gustu publiczności przekładała się na to, co kochał najbardziej
Bracia Warnerowie, którzy założyli studio filmowe Warner Bros – jedno z pięciu istniejących wówczas w Hollywood – byli dziećmi żydowskich emigrantów z Polski. (Hura! Polska biało-czerwoni!)
Jack Warner – najmłodszy i najbardziej wpływowy z braci, jako jedyny urodzony już w Ameryce, był człowiekiem niewykształconym, brakowało mu ogłady. Skończył tylko cztery klasy szkoły podstawowej, mówiono o nim, że wręcz kultywował swoje wady: ordynarność, płytkość, arogancję. Z drugiej strony jego wyglądowi nie dało się nic zarzucić – był zawsze wystrojony i opalony. Był również niepoważny.
Aktorka Lauren Bacall przeszła z nim wiele kłótni. Wspominała, że gdy chciała z nim porozmawiać na przykład o scenariuszach, których zresztą nigdy nie czytał, zaczynał serwować żarty.
Aktor Peter Lorre na pytanie Jacka Warnera, czy obejrzał swój film, w którym wystąpił razem z Bogartem, odpowiedział, że nie. Warner się wściekł, a Lorre skitował to następująco: „Płacą mi tylko za robienie filmów. Jeśli chce, żebym je oglądał, niech mi również za to zapłaci”.
Warner miał jednak ważną zaletę: znał gust publiczności, a to przekładało się na pieniądze – coś, co kochał najbardziej. Założone na początku lat 20-tych studio za jego sprawą stało się maszynką do robienia pieniędzy, produkowało rozrywkę dla masowego odbiorcy po najniższych kosztach. Studio z siedzibą w Burbank zasłynęło serią filmów o owczarku niemieckim Rin Tin Tinie, a także produkując pierwszy film dźwiękowy „Śpiewak z jazzbandu” w 1927 roku.
Towar, który na noc opuszcza półkę i wraca do domu
W tamtych latach kontrakty w Warners Bros podpisywano na okres siedmioletni. Wtedy aktor niemalże stawał się własnością studia. Oddawał swoją wolność w zamian za pieniądze, musiał bowiem podpisać kontrakt w myśl kodeksu Haysa. Wszelkie więc wszczynane pijatyki, bijatyki czy skandale seksualne kończyły się zakończeniem współpracy, ale bywało też, że ludzie Warnerów i innych wytwórni tuszowali niesmak, jaki pozostawiali po sobie ich podopieczni.
Gdy na przykład prasa pisała, że żona Rocka Hudsona jest w szpitalu, a ten jej nie odwiedza, wytwórnia Universal usprawiedliwiała go, że kręci film we Włoszech, podczas gdy tak naprawdę Hudson zabawiał się… z pewnym Włochem. Kiedy zaś żenił się z sekretarką swojego agenta, wytwórnia rozsyłała prasie ślubne zdjęcia.
MGM zorganizowało również ponowny ślub Clarka Gable’a, gdy się okazało, że poprzedni nie ma mocy prawnej.
Howard Hughes, współwłaściciel RKO, wstawił się za jedną z najbardziej dochodowych gwiazd studia, Robertem Mitchumem, gdy ten wplątał się w skandal z marihuaną. Dostarczał mu nawet do więzienia witaminy i czekoladę.
Przykład Judy Garland, której wygląd, a nawet ciąże były regulowane przez studio, pokazuje, jak ciężko było być gwiazdą. Nic więc dziwnego, że powodowany wyrzutami sumienia (?) Louis Mayer, współzałożyciel MGM, opłacił setkami tysięcy dolarów jej pobyt w ośrodku psychiatrycznym po załamaniu nerwowym.
Howard Hughes, po przejęciu RKO w 1948 roku, wyrzucał utalentowane aktorki o przeciętnej urodzie. Za jego czasów jednorazowo na ekranie pojawiały się kobiety z obfitym biustem, nie robiąc większej kariery poza tą w gabinecie szefa (tzw. #casting_kanapowy).
Bywało jednak, że wytwórnie pożyczały sobie aktorów, dzięki temu np.: Jane Russel mogła zagrać z Marilyn Monroe w „Mężczyźni w wolą blondynki”. Mimo tych wyjątków aktorzy nadal traktowani byli jak dobrze płatni niewolnicy studiów filmowych.
Podpisywane przez nich kontrakty, przypominające cyrografy, sprawiały, że musieli grać w odgórnie narzuconych rolach, wielu z nich czuło się przez to zaszufladkowanych. W ten sposób zanim Bogart pojawił się w „Sokole Maltańskim”, dzięki któremu zaczął unosić się na fali wznoszącej, grał głównie role czarnych charakterów w filmach klasy B.
Ava Gardner twierdziła, że aktor jest jedynym towarem, który na noc opuszcza półkę i wraca do domu. Aktorka Louise Brooks, która porzuciła Hollywood dla Niemiec, otwarcie przyznawała, że bycie gwiazdą równe jest byciu niewolnikiem. Swoje spostrzeżenia na temat tego świata spisała w książce „Lulu in Hollywood”.
Jak widać, Hollywood to nie tylko lepsze i słabsze kino oraz boskie kreacje na Złotych Globach czy Oscarach, ale także ciężka harówa i skandale w rodzaju #MeToo.
Pisząc ten tekst, korzystałam z następujących książek:
- Bogart: A life in Hollywood, Jeffrey Meyers,
- Pod prąd. Orson Welles kontra Hollywood, Clinton Heylin,
- Howard Hughes, Peter Harry Brown, Pat H. Broeske,
- Życie erotyczne gwiazd Hollywood, Nigel Cawthorne.
A także bazowałam na ciekawostkach i anegdotach ze spektaklu Własność znana jako Judy Garland. Reżyserował Sławomir Chwastowski, główną rolę zagrała Hanna Śleszyńska.
Druga część wpisu Złota Era Hollywood… już za dwa tygodnie!